S. ZOFIA MOROZ - PATRON NASZEJ SZKOŁY

                    DLACZEGO JĄ WYBRALIŚMY NA PATRONA SZKOŁY?    KIM BYŁA?     KIM JEST DLA NAS?

Nasz szkolny Program Wychowawczy zaczyna się od sentencji „verba docent, exempla trahunt” – słowa uczą, przykłady pociągają. Własną postawę nauczyciela i innych znaczących osób godnych naśladowania uważamy za podstawową metodę wpajania wychowankom pożądanych sposobów postępowania.

W tym kontekście wybraliśmy jako patrona Szkoły postać s. Zofii Moroz, nie tylko jako  jej założycielki, ale jako człowieka o określonych poglądach, postawie i dokonaniach wartych naśladowania.

Pierwsze lata życia Zofii owiane są mgłą tajemnicy; przypadają na okres pierwszej wojny światowej. Urodziła się w 1916 r. prawdopodobnie na terenach z pogranicza dzisiejszej Litwy i Białorusi. Jej ojciec zaginął na froncie, a matka po wybuchu wojny polsko – bolszewickiej uciekając przed okrucieństwem bolszewików przywędrowała w 1920 r.  do Bydgoszczy. Tu niestety wycieńczona trudami podróży zapadła na ciężką chorobę i zmarła. Czteroletnia Zosia została sierotą i trafiła do przepełnionego sierocińca prowadzonego przez siostry Szarytki.

Co czuje dziecko pozbawione rodziny i rzucone w zupełnie obce środowisko?  
Pobyt tam nauczył mnie jednego, że nie można zgodzić się na istnienie domów, w których panuje bezosobowe wychowanie, pełne obojętności, zniecierpliwienia, złości i okrucieństwa okazywanego samotnemu, przeżywającemu tragedię dziecku. Pragnąc zostać nauczycielką marzyłam, że może kiedyś sama taki dom poprowadzę, ale wszystko będzie w nim inne, po prostu rodzinne.” - powiedziała s. Zofia po latach.

W 1922 r. po blisko 2-letnim pobycie Zosia zostaje zabrana z sierocińca przez pp. Paszke (prawdopodobnie dalekich krewnych). Chociaż byli dla niej zupełnie obcymi ludźmi, fakt że będzie miała własny dom i kochających ją ludzi,  budził w niej nowe nadzieje.

W późniejszych latach pobytu w Kadłubie rodzinna atmosfera stała się jej priorytetem. Zwracała uwagę na to, by chłopcy otoczeni byli przez personel życzliwością, szacunkiem i miłością. Sama interesowała się losem i postępami każdego wychowanka. Otworzyła Dom dla innych. Integrowała pracowników i włączała ich rodziny oraz okolicznych mieszkańców do życia Domu i szkoły. Zachęcała ich do utrzymywania bliskich więzi z chłopcami, zabierania ich na święta i uroczystości rodzinne do swoich domów.

W naszej szkole tradycja ta nadal jest kultywowana; dzieci, małżonkowie, a nawet rodzice i znajomi naszej kadry wraz z rodzicami uczniów włączają się w przygotowanie szkolnych imprez, wyjazdów, a wspólnie w nich uczestnicząc  tworzą dla uczniów jedną wielką rodzinę.  

Przybrani rodzice dbali o kształcenie Zosi. Po ukończeniu szkoły powszechnej podjęła naukę w Prywatnym Seminarium Nauczycielskim. Zawód nauczyciela pomimo prestiżu społecznego wiązał się z wieloma wyrzeczeniami: pozostawanie w stanie panieńskim, ciągłe dokształcanie, dyspozycyjność. Po śmierci pana Paszke bardzo pogorszyła się sytuacja materialna Zofii. Dzięki temu, że była bardzo zdolną i pilną uczennicą, zdobyła stypendium. Udzielała też korepetycji. Dzięki pomocy przyjaciół i własnym wyrzeczeniom podołała  wyzwaniom finansowym i w 1935 r. zdała maturę, uzyskując uprawnienia pedagogiczne. Po wojnie ukończyła Wyższy Kurs Nauczycielski.

Po wielu latach już jako osoba dojrzała  i dyrektor placówki w Kadłubie studiowała oligofrenopedagogikę oraz defektologię w Instytucie Pedagogiki Specjalnej w Warszawie i uzyskała pełne kwalifikacje do pracy z dziećmi upośledzonymi umysłowo. Nie było dla niej łatwe jako osobie zakonnej dostać się w tamtych czasach na uczelnię. Trudne też było znalezienie wśród codziennych obowiązków czasu na naukę i wiązało się to z wyjazdami do Warszawy. Swoją determinacją dała wzór i zachętę innym pracownikom do podnoszenia swoich kwalifikacji bez względu na wiek.

Najwięcej jednak kwalifikacji i doświadczenia przyniosło jej samo życie…

Podstawą nauki w seminariach nauczycielskich była systematyczna praktyka w działających przy nich szkołach ćwiczeń. Tu Zofia poznała młodą wówczas nauczycielkę Marię Kosiorek (później Semeńczuk), która wprowadziła ją do harcerstwa. Przez przeszło 70 lat (aż po grób) przyjaźń ta przetrwała zawieruchy wojny, komunizmu i przywiodła nawet Marię do pracy w naszej szkole w Kadłubie. Harcerstwo miało duży wpływ na kształtowanie charakteru i postaw Zofii, współpracę z innymi oraz życiowe wybory. 

Przynależność do przedwojennego harcerstwa  określała wartość i postawę jego członków. Zobowiązywała do czystości myśli i uczuć, pracy nad sobą, dążenia do dzielności i odwagi w życiu. Uczyła stałej gotowości do działania, ofiarnej służby dla bliźnich i dla Polski. Pobudzała do heroicznych czynów, do bohaterstwa i narażania życia.

Zofia zakładała i kierowała drużynami harcerskimi, szkoliła zastępy  nowych drużynowych, organizowała i prowadziła obozy harcerskie. W czasie wojny konspiracyjnie pomagała rodzinom uwięzionych. Po wojnie dalej aktywnie działała w harcerstwie, do roku 1950 gdy na znak protestu przeciwko zmianom ideowym w ZHP oddała swoją książeczkę harcerską. 

Prawdziwą harcerką nigdy nie przestała być. Wyniesione z harcerstwa doświadczenia, metodykę i obrzędowość przeniosła na grunt naszej placówki, w której zaczęły działać drużyny Nieprzetartego Szlaku. Zarażała swą pasją młode pokolenie kadry pedagogicznej i opiekuńczej. Z  ich pomocą otwierała chłopcom drzwi na świat, pokazując że życie to nie tylko nauka, praca i służba, ale też radość, przygoda, zabawa, zdobywanie nowych doświadczeń.  Dzięki jej pasji i zaangażowaniu chłopcy zwiedzili Polskę wzdłuż i wszerz na wycieczkach, obozach letnich, zimowych i koloniach.   

Tradycja  ta dalej jest u nas z entuzjazmem kultywowana. Co roku wyjeżdżamy całą szkołą (kadra i uczniowie, również poruszający się na wózkach inwalidzkich) na kilkudniowe wycieczki, tzw. Zieloną szkołę, organizujemy rajdy, wyjazdy pozwalające poznać i doświadczać świat poza Kadłubem.

Po zdobyciu uprawnień pedagogicznych w 1935 r. Zofia pełna zapału i planów chciała podjąć pracę. Okazało się, że dla nowych nauczycieli jej nie ma. Pracowała więc po kilka godzin w różnych szkołach i na kursach dla żołnierzy analfabetów. Po wybuchu wojny została przez okupanta przydzielona do pracy w Fabryce Papieru Fotograficznego w Bydgoszczy. Nie bacząc na trudy wojny, wykazując ogromną odwagę i patriotyzm, podjęła się tajnego nauczania polskich dzieci. Przypłaciła to aresztowaniem i wywiezieniem do obozu koncentracyjnego w Ravensbrück w 1940 r.

Co czuje człowiek wyrwany nagle ze swojego środowiska i wrzucony do piekła?

W dostosowaniu się do warunków obozowych pomogły Zofii modlitwa, młodość, zaradność, a przede wszystkich umiejętności zdobyte w harcerstwie i braterstwo dusz z innymi uwięzionymi harcerkami. W konspiracji założono drużynę „Mury”, a Zofia podjęła ryzyko prowadzenia lekcji z j. polskiego i historii. Potajemnie dokarmiała współtowarzyszki niedoli, bo pracowała w obozowej kuchni.

Pomimo radości Zofii z cudownego odzyskania wolności i powrotu do Polski w 1942 r., był to dla niej bardzo trudny czas. Podejrzliwość znajomych i ciągłe wypytywanie, nieprzychylne przypuszczenia, nie pomagało zapomnieć o obozowym koszmarze.

Wkrótce potem  znowu podjęła trud tajnego nauczania.

Po wyzwoleniu pracowała w punkcie dożywiania Polaków wracających z wojny.

Opiekowała się też obłożnie chorymi niemieckimi starcami pozostawionymi przez uciekającego z Bydgoszczy wroga. Ona – która od Niemców doświadczyła tyle złego, jak miłosierny samarytanin zajęła się potrzebującymi, bez względu na brak akceptacji jej postawy przez innych Polaków.

Ta determinacja i miłość bliźniego, znalazła później odzwierciedlenie w jej pracy w naszej placówce, gdy odnosiła się z życzliwością i szacunkiem do każdego mieszkańca, pracownika, gościa czy przyjezdnego.  Była osobą zasadniczą, ale elastyczną: z jednej strony  uczyła wszystkich odwagi w głoszeniu swoich przekonań, z drugiej potrafiła iść na kompromis i włączać do współpracy ludzi o innych poglądach.

Dopiero po wyzwoleniu Bydgoszczy w 1945 r. Zofia po 10 latach od zdobycia kwalifikacji pedagogicznych otrzymała pracę w polskiej szkole jako nauczyciel
j. polskiego i historii. Jej radość szybko przygasła, bo zaczął się w szkołach ideologiczny terror w duchu marksizmu – leninizmu.

Zofii wychowanej w duchu głębokiego patriotyzmu opartego na wartościach chrześcijańskich coraz trudniej było się odnaleźć w nowej rzeczywistości. W 1954 r. zmarła jej przybrana matka i Zofia została sama. Ale był z nią Bóg, który postanowił pełniej wkroczyć w jej życie.

Była osobą głęboko religijną. Była też jedną z prekursorek kultu Miłosierdzia Bożego.

Postanowiła iść do klasztoru i dopięła swego  pokonując wszystkie bariery w postaci wieku (miała 40 lat), trudności formalnych z porzuceniem posady i braku odpowiednich środków finansowych na tzw. posag zakonny.

Spotkała na swojej drodze siostrę swojej harcerskiej przyjaciółki. To ona s. Irena Szmelter (późniejsza następczyni s. Zofii na stanowisku dyrektora DPS w Kadłubie) pomogła jej wstąpić do Zgromadzenia Sióstr Franciszkanek Misjonarek Maryi. Przyjęła imię zakonne Maria od Serafinów i po 6 letnim pobycie w klasztorze w 1962 r. złożyła śluby wieczyste. Już jako siostra pracowała w Domu Dziecka w Klemensowie, a później została skierowana do Kadłuba.

 

Kiedy s. Zofia we wrześniu 1965 r. stanęła na progu kadłubskiego Domu, nie przypuszczała że zostanie tu na kolejnych 30 lat.

Świat, do którego wkroczyła był zupełnie inny od tego, który znała.

Po uporządkowaniu funkcjonowania domu, zaczęła szukać wiedzy o pracy z dziećmi upośledzonymi umysłowo. Spotkała się z prekursorką pedagogiki specjalnej w Polsce Marią Grzegorzewską, która jej powiedziała, że „te dzieci trzeba przede wszystkim kochać”.

Siostra zaczęła szukać kadry chętnej do tej pracy i tym sposobem ściągnęła do Kadłuba swoje druhny nauczycielki. A potem kolejnych ludzi z różnych regionów Polski pełnych entuzjazmu, zapału, odwagi i szczególnej wrażliwości na potrzeby niepełnosprawnych dzieci. Ta mieszanka osób osadzonych w różnorodnej polskiej kulturze i tradycji w połączeniu z miejscowymi pracownikami okazała się najlepszą inwestycją s. Zofii, bo mały kadłubski domek przeobraził się w znaną w Polsce wielką, nowoczesną i nowatorską placówkę dydatyktyczno-wychowawczo-rehabilitacyjną.

Mając takie zaplecze personalne, pomoc swoich sióstr zakonnych oraz przychylność miejscowych władz, siostra zaczęła przełamywać kolejne bariery. Zmodernizowała i rozbudowała placówkę o kolejne pawilony, rozbudowała zaplecze o kuchnię, stolarnię, pralnię, chlewnię, magazyny, ogród. Musiała się wykazać wyjątkową determinacją w zdobywaniu potrzebnych materiałów, bo trudno było w tamtych czasach zdobyć przysłowiową cegłę, czy worek cementu. Przewidywała, że Dom musi być jak najbardziej niezależny od sklepów świecących pustkami. Dla kadry pedagogicznej i rehabilitantów wyremontowano tzw. Dom Nauczyciela. 

Założyła w 1968 r. Szkołę Życia, by chłopcy mogli się uczyć tak jak inne dzieci. Dla ich potrzeb powstał nowy szkolny budynek, a potem sala gimnastyczna, zaplecze rehabilitacyjne i basen.

 Otworzyła drzwi Domu i szkoły dla specjalistów i studentów z polskich uczelni, by mogli wymieniać się wiedzą i doświadczeniem z kadrą pedagogiczną, wychowawczą i rehabilitacyjną.

Najważniejsza jednak była troska o wychowanie podopiecznych. Angażowała chłopców do różnych prac, by czuli się potrzebni i dowartościowani. Tworzono kolejne warsztaty, w których chłopcy za pracę mogli otrzymywać wynagrodzenie, a niektórzy nawet wypracować sobie rentę.

Aktywność fizyczna chłopców została ukierunkowana na ruch i sport. Wkrótce w ramach Olimpiad Specjalnych zaczęli zdobywać medale w bardzo wielu dyscyplinach sportowych na różnych szczeblach, nawet międzynarodowych. Rozkwitały talenty muzyczne, plastyczne i rękodzielnicze wychowanków pod okiem ich nauczycieli.

S. Zofia i chłopcy zyskiwali nowych przyjaciół, którzy w różny sposób (rzeczowy, finansowy i osobowy) wspierali działalność Domu i Szkoły.

Wszystko to, co zapoczątkowała s. Zofia, jest w naszej szkole dalej kontynuowane i rozwijane przez kolejne już pokolenie nauczycieli w atmosferze współpracy i otwartości na innych, przynosząc widoczne efekty w postaci osiągnięć uczniów w różnych dziedzinach.

Na terenie placówki powstało i prężnie działa Stowarzyszenie na Rzecz Rozwoju Edukacji i Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych.

Po przejściu na emeryturę w 1990 r. s. Zofia nadal służyła pomocą i radą Dyrekcji Domu i Szkoły, do czasu gdy na stałe w 1993 r. opuściła Kadłub i przeniosła się do Warszawy.

Miło było ją nam gościć w czerwcu 1994 r. na obchodach 25-lecia szkoły.

Bardzo smutna była dla nas wiadomość o tym, że 20 lutego 2006 r. odeszła do Domu Ojca.



Naszą wdzięczność możemy jedynie wyrazić prostym słowem: dziękujemy!



"W tych których kochaliśmy i którzy nas kochali pozostaniemy na zawsze żywi"